Jak jest po drugiej stronie rzeki?
Klawo.
Polski klasyk kiedyś powiedział: „w życiu każdego mężczyzny trzeba odpowiedzieć sobie na jedno zasadnicze pytanie. Co chce się w życiu robić? I zacząć to robić.”
Niektórzy kończą porządne studia i są poważnymi biznesmenami, natomiast część nie umie skończyć dwóch stron nowego elementarza i w konsekwencji startuje w eurowyborach. Są też w naszym środowisku ludzie, którzy zajmują się pływaniem za łódkami (nie widziałem jeszcze pływania za deskami) i ustawianiem żagli według własnego widzimisię.
Są żeglarze, którzy kończą karierę użerania się ze swoim trenerem i mają kaprys, aby zostać tym mądrym na motorówce. Nagle, czy jak rysował Papcio Chmiel WTEM! następuje przekształcenie rzeczy super ważnych. Do słownika początkującego szkoleniowca wchodzą pojęcia takie jak:
- nie starczy mi paliwa do następnej stacji / nie starczy mi paliwa, żeby dopłynąć do portu
- pas na przyczepie lata luźny, łódka spadnie, spowoduje karambol, a ja znajdę się w kronice policyjnej
- będę jechał 10 godzin z Pucka do Gdyni, czy mam 5 redbullów?
- to nie jest tak, że hotel jest zawsze zarezerwowany, a posiłki robią się same
- mam najszybszą motorówkę na mieście
Oczywiście są to kwestie, z którymi po pewnym czasie każdy się upora. Zacznijmy od tego, że niełatwo być trenerem w naszym kraju. Od 2001 roku mieliśmy 20 milionów szkoleniowców zajmujących się skokami narciarskimi, od 2008 25 milionów fachowców od silników Formuły pierwszej, a od 1974 – licząc polonię z Chicago i Nowego Jorku – 40 dużych baniek trenerów piłki nożnej. Co więcej – liczba specjalistów niebezpiecznie rośnie z każdym sukcesem polskiego sportu. Jest czymś normalnym, że sukces ma wielu ojców i matek, natomiast porażki na bieżąco i po 5 sekundach są rozkładane na czynniki pierwsze i wnikliwie analizowane.
Dla przykładu, polska piłkarska myśl szkoleniowa w osobie Jacka Gmocha 5 sekund po nieudanym krosie, strzale lub meczu ma gotową receptę na poprawę stanu rzeczy. Szkoda jedynie, że Jacek mając do dyspozycji najlepszych graczy na globie zajął 5-8 miejsce, a dziś zajmuje się poprawianiem Mourinho, Guardioli, czy strzałek malowanych w telewizorze. Pewien trener z Mrągowa kiedyś powiedział, że mając do dyspozycji taką pakę w ’78 sam zdobyłby złoty medal. Na pewno go znacie, na imię ma Pan, a na nazwisko Staszek.
Jedyne, co pozostaje niezmienne to wyobrażenie o prowadzeniu zawodnika podczas regat. Jest się generałem mającym do dyspozycji wyszkolonych żołnierzy, których rzuca po akwenie z misją przejęcia kontroli nad znakami kursowymi. Warto również zapamiętać, że dobry trener to taki, który w odpowiednim czasie trafia w odpowiednich zawodników.